Pół roku temu zmarł mój ojciec. Pisałam już o próbach ratowania go ze śpiączki: Śpiączka i co dalej?
Tym razem skupię się na tym, co doprowadziło tatę do śpiączki. Do bolesnych wspomnień nakłonił mnie artykuł blogera rolikmana: Czy statyny to medyczna pomyłka?
Bezpośrednią przyczyną śmierci mojego ojca w czerwcu 2011 było nagłe zatrzymanie krążenia. Tato był na dużych dawkach sterydów i towarzyszących im leków (np. duże dawki potasu). W ten sposób leczony był z „autoimmunologicznego” zapalenia wielomięśniowego (polymyositis), które zdiagnozowano u niego po tym, jak w lutym 2011 r. trafił na ostry dyżur Szpitala Jana Pawła II w Krakowie z podejrzeniem zawału. Zawał wykluczono. Owszem serce się rozpadało, ale w tak samo zastraszającym tempie jak mięśnie szkieletowe.
Kardiolog przejmujący mojego ojca na oddziale chorób wieńcowych od razu zapytał o statyny i pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy moja odpowiedź była twierdząca. Zatem to nie serce trzeba leczyć, ale mięśnie wogóle. Tato został odesłany z kardiologii na immunologię, gdzie miano przeprowadzić diagnostykę różnicową.
Kolejni specjaliści jednak, słysząc hasło „statyny” reagowali już inaczej niż wspomniany kardiolog. Immunolodzy badający tatę, z uporem maniaka i do tego gołosłownie odrzucali możliwość postatynowych efektów ubocznych. „Przecież Pani ojciec zażywał statyny 4 lata! Gdyby miało się coś stać, to stałoby się wcześniej.” Upierali się przy schorzeniu autoimmunologicznym, choć wyniki diagnostyki wcale na to nie wskazywały. Dopięli jednak swego i ostatecznie postawili diagnozę „autoimmunologiczną”. Dawano mi do zrozumienia, że niezaleznie od przyczyny i tak lekarstwa na chorobę taty nie ma, i już! „Można ją jedynie próbować zatrzymać. A szanse na to dają tylko sterydy, które podaje się w takim przypadku standardowo” … w mega dawkach. I nikt nie daje gwarancji, że się uda…
Próbowałam nakłonić tatę do rezygnacji ze sterydów. Na próżno. Po 2-tygodniowej kuracji gigantycznymi dożylnymi dawkami, tato został wypisany do domu. Nadal zażywał duże dawki doustnie. Efekt: samopoczucie poprawiło się , a energia rozsadzała tatę od środka. Upalnego 31 maja, wychudzony po ostrej rabdomiolizie, ale nabuzowany sterydami, w tajemnicy przed rodziną wsiadł w samochód i pojechał do garażu, aby reperować swój ukochany wóz, tak zaniedbany przez ostatnie miesiące. Wymienił opony, wycinał dziurawy kawał błotnika, aby go zaspawać… Nie zdawał sobie sprawy, że nadal jest słaby. Sterydy włączyły „zasłonę dymną”. Wyłączyły czujność i czucie. Zasłabł… Pracując pół dnia w upale, nie pijąc nic, odwodnił się. Nie był lekarzem – nie wiedział, że leki jakie zażywa, mogą go zabić w takich warunkach.
W konsekwencji odwodnienia w upalny dzień doszło do tragedii. Nie wiadomo, jak długo tato leżał przy samochodzie, zanim nadjechała karetka. Zapewne za długo, skoro zmarł na 3 dobę, nie wybudziwszy się ze śpiączki. Wiadomo jednak, jak długo zażywał statyny. Jako pacjent kardiologiczny (po wymianie zastawki) stawiał się posłusznie na kontrole okresowe, raportując swojej „mądrej” pani kardiolog, że jest coraz słabszy. Cholesterol przez ostatni rok był poniżej normy. Ale pani kardiolog utrzymywała normalne dawki simwastatyny… Nie zastanawiał jej fakt, że pacjent zgłasza osłabienie mięśni. W końcu to pacjent w podeszłym wieku. To takie „typowe osłabienie” dla 70-latka… Nietypowe stało się dopiero po gwałtownym zaostrzeniu, gdy pojawiła się także niewydolność oddechowa. Ale tego pani doktor też nie zauważyła!
Lekarze mają obowiązek zgłaszania działań ubocznych leków. Nie robią tego!
Każde opakowanie statyn zawiera ulotkę, a w niej informację na temat możliwych skutków ubocznych.
Mój tato zażywał 2 rodzaje simwastatyny: simvacard i simvasterol. Simvacard ma nastepujące ostrzeżenie:
„Możliwe skutki uboczne: Są rzadkie, zwykle miernie nasilone i przemijające. Zwiększenie aktywności enzymów wątrobowych, bóle brzucha, zaparcia, wzdęcia, osłabienie i bóle głowy. Mogą również wystąpić nudności, biegunka, objawy dyspeptyczne, świąd skóry, wypadanie włosów, zawroty głowy, skurcze mięśni, zapalenie trzustki, parestezje (zaburzenia czucia), wymioty, niedokrwistość. Odnotowano rzadkie przypadki zapalenia wątroby (żółtaczka) oraz wystąpienia reakcji nadwrażliwości. W przypadku wystąpienia innych, niewymienionych działań niepożądanych należy poinformować lekarza. Lek stosowany zgodnie z zaleceniami nie wpływa na sprawność psychofizyczną i zdolność prowadzenia pojazdów oraz obsługę maszyn. „
Simvasterol, zaś:
„Możliwe skutki uboczne: Bóle brzucha, zaparcia i wzdęcia, osłabienie i bóle głowy. Podczas stosownania leku odnotowano także nudności, biegunkę, wysypkę, objawy dyspeptyczne, świąd, łysienie, zawroty głowy, kurcze mięśni, bóle mięśni, zapalenie trzustki, parestezje, neuropatię obwodową, wymioty i niedokrwistość. Rzadko występowały przypadki rabdomiolizy i zapalenia wątroby lub żółtaczki. Również rzadko stwierdzano zespół nadwrażliwości z niektórymi z następujących objawów: obrzęk naczynioruchowy, zespół toczniopodobny zapalenie naczyń, zmiany obrazu krwi, zapalenie i bóle stawów, pokrzywka, nadwrażliwość na światło, gorączka, zaczerwienienie twarzy, duszność i złe samopoczucie. W przypadku wystąpienia innych, nie wymienionych objawów niepożądanych, należy o nich poinfromować lekarza. Lek stosowany zgodnie z zaleceniami nie wpływa na sprawność psychofizyczną i zdolność prowadzenia pojazdów oraz obsługę maszyn. „
W czyim interesie lekarze prowadzą diagnostykę róznicową, w czasie której ignorują oczywiste fakty? Dlaczego, wbrew informacji pacjenta, lekceważą związki objawów niepożądanych z zażywanym lekiem? Czy dlatego, aby w ulotkach leków można było nadal pisać, np: „rzadko występowały przypadki rabdomiolizy”? Ilu 60-, 70-latków umiera rocznie z powodu „statynowego interesu”, wykazując „typowe dla wieku” osłabienie mięśni?