Czy leczenie polega dziś na uzdrawianiu?
Jeśli napiszę, że lekarz uzdrowił pacjenta, mało kto mi uwierzy, prawda?
Uzdrawianie graniczy z cudem?
Słowo uzdrawiać czyli przywracać zdrowie przestało normalnie funkcjonować. W kontekście choroby otrzymało znaczenie cudotwórczego aktu.
Ciekawe, że w innych kontekstach zachowało swoje pierwotne znaczenie, bo przecież z łatwością zaakceptujemy fakt, że polityk uzdrowił stosunki międzynarodowe, a pracownik – stosunki z szefem.
Jak to się stało, że współczesne leczenie medyczne nie jest utożsamiane z uzdrawianiem? Dlaczego lekarz nie potrafi ?uzdrowić??
Średniowieczne uprzedzenia
Debbie Shapiro w swojej książce „Wpływ emocji na zdrowie” (polecam!) przypomina, że:
„W wiekach średnich w chrześcijaństwie ciało postrzegano jako siedlisko zagrożeń dla cnoty i moralności”.
Choć do średniowiecznych praktyk mamy już bardzo krytyczny stosunek, do dziś hołdujemy średniowiecznym wyobrażeniom i źródła wszelkich niedomagań szukamy przede wszystkim w ciele.
Polipy? Guzy? Wycinamy i po sprawie. By tylko być „czystym”.
Nie jesteśmy już co prawda, aż tak ograniczeni, aby rozważać na poważnie wpływ sił naprzyrodzonych na zdrowie. Po okresie ciemnoty Europę ogarnęło przecież oświecenie. Wiemy, że duchów nie ma, bo nie da się ich zobaczyć.
Techniczne myślenie
Pod koniec XVI wieku optycy holenderscy dostarczyli nauce potężne narzędzia badawcze, które szybko doskonalono. Przez skonstruowaną przez nich lunetę, na początku XVII w. Galileusz odkrywał na niebie jedynie ciała niebieskie. Nieco później holenderski sprzedawca sukna, Antonie van Leeuwenhoek, tak udoskonalił mikroskop, że jako domorosły przyrodnik stał się pierwszym mikrobiologiem na świecie. Obserwował i opisał pływające w amsterdamskich kanałach pierwotniaki. Po raz pierwszy oglądał też żywe ludzkie komórki. Plemniki i erytrocyty.
Oczywiście, że mikroskopy wniosły ogromny wkład do współczesnej wiedzy medycznej. Paradoksalnie jednak, to właśnie one według mnie pozwoliły lekarzowi odwrócić wzrok od całego pacjenta i zacząć oglądać go we fragmentach.
Skusiły laboratoryjną analizą, i jeszcze silniej niż „alergia” na średniowieczne przesądy, odsunęły w cień holistyczne podejście w leczeniu.
Holistyczny Hipokrates i sztuka leczenia
Gdy w IV w p. n. e. starożytny pacjent pojawiał się u Hipokratesa – nazywanego ojcem współczesnej medycyny- jego diagnoza oparta była na bardzo szerokim wywiadzie. Oczywiście pytał chorego o objawy. Kluczowe były jednak i inne informacje. Przepytywał więc pacjenta na temat diety, zawodu, relacji rodzinnych i społecznych, a także warunków bytowych.
Po czym stawiał diagnozę i dobierał środki tak, aby bodźcowały organizm do prowadzenia naturalnych procesów leczenia i jednocześnie nie szkodziły pacjentowi.
Podstawą jego działania były zasady:
- primum non nocere (po pierwsze nie szkodzić)
- medicus curat, natura sanat (lekarz leczy, natura uzdrawia).
Śmiem twierdzić, że gdyby Hipokratesowi przyszło dziś leczyć pacjentów, żadnemu z nich nie podałby toksycznej chemioterapii.
Współczesny lekarz systemowy
Dziś przeciętna wizyta u lekarza trwa znacznie krócej niż ta z czasów Hipokratesa. Zwykle 15 minut.
Jeśli nie mamy do czynienia z przeziębieniem, lub typową infekcją górnych dróg oddechowych, wówczas po krótkim wywiadzie typu:
„co się dzieje, gdzie pana boli, jak mocno, jak często”,
lekarz niezainteresowany zwykle tym, co pacjent je, ani tym bardziej, stopniem zadowolenia z wykonywanej pracy lub relacji z bliskimi- wypisuje plik skierowań na badania. Mocz, krew, usg, mammografia itd.
Dopiero, gdy pacjent powróci do lekarza z uzyskanymi na maszynach wynikami, tenże sam lekarz lub jego kolega, specjalista od konkretnego narządu, stawia diagnozę. Skuteczna terapia z reguły zależy od trafnej diagnozy.
Nie chcę teraz głębiej wnikać w prawdopodobieństwo trafności diagnozy. Tym jednak, którzy myślą, że wykonanie nowoczesnych badań umożliwia postawienie trafnej diagnozy gorąco rekomenduję książkę „Cień Hipokratesa” napisaną przez lekarza, Davida H. Newmana.
Skuteczność współczesnego leczenia
Współczesny chory (znacznie bardziej wykształcony niż średniowieczny) zakłada z góry, że jego niedomagające ciało – ba, nawet i umysł – to kwestia tylko i wyłącznie jakiś cielesnych usterek. Po prostu szwankujący mechanizm. A to brak lub niedobór hormonu, który należy albo dostarczyć, albo zablokować, a to guz, który należy wyciąć, a to usterki genetyczne, które należy poddać terapii genowej, a to- pestka – drobnoustroje do wykurzenia.
Wychodząc więc od lekarza z plikiem recept na nowoczesne medykamenty lub skierowań na nowoczesne terapie jest przekonany, że choroba zostanie zażegnana.
A jednak wielu chorych lecząc się zgodnie z tymi nowoczesnymi procedurami medycznymi nie zdrowieje. Alergicy, chorzy na SM, łuszczycę, reumatoidalne zapalenie stawów, nowotwory… Jeśli ktoś chciałby mi zarzucić w tym miejscu demagogię, że niby szafuję nieuleczalnymi chorobami, polecam lekturę „Antyrak” Davida Servana-Schreibera. Autor – naukowiec, lekarz, neurolog – opisał w niej swoje zakończone sukcesem leczenie. Alternatywne leczenie, bo jego nowotwór mózgu nie poddał się żadnej z zastosowanych nowoczesnych procedur medycznych… Poddał się natomiast zmianie diety, zmianie myślenia. Zmiany te zabodźcowały jego organizm do przeprowadzenia procesu leczniczego.
Neuroimmunopsychologia to nowoczesna gałąź nauki, która bada wpływ myśli i emocji na zdrowie, podatność na choroby i skuteczność leczenia. Współczesna medycyna „naukowa” jednakże – choć wnikliwie rozpoznaje wewnętrzne procesy, które rozgrywają się w organizmie – działa krótkowzrocznie i tymczasowo, skupiając się jedynie na objawach chorobowych. Gorączkę z reguły się zbija, katar wysusza, guza, wraz z okoliczną zdrową tkanką zatruwa. Ignoruje się skutki uboczne stosowanych środków. Ignoruje się też psychiczny i społeczny aspekt zdrowotny pacjenta, co przecież ma istotne znaczenie dla generowania jego sił witalnych i uruchamiania naturalnych, wewnętrznych procesów leczniczych.
Twoje zdrowie, w twoich rękach
2400 lat temu Hipokrates uznał przewagę sił natury nad swoimi działaniami, mówiąc, że „lekarz leczy, natura uzdrawia”.
Stare systemy medyczne takie, jak ajurweda, medycyna chińska, medycyna ludowa opierają się właśnie na tym założeniu i korzystają ze środków, które mają na celu pobudzić organizm do korzystnych zmian fizjologicznych prowadzących do wyzdrowienia – samowyleczenia.
Współczesne mechanicystyczne podejście systemowej medycyny do pacjenta jest błędne i czyni chorym wiele szkód. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę.
Sytuację komplikuje fakt, że współczesna medycyna to już nie służba, nie sztuka, ale gałąź gospodarki z zaplanowanymi dokładnie liniami technologicznymi i sporym przychodem (firm farmaceutycznych). I w tej formule pacjent jest klientem -potencjalnym odbiorcą konkretnej procedury, która aktualnie jest na zbyciu.
W tych warunkach holistyczna wizja medyczna ma ogromne trudności z przebiciem się. Ale się przebija. Lekarzy i innych terapeutów zajmujących się holistycznymi terapiami jest coraz więcej. Takich trzeba szukać.
Moje zdrowie leży tylko w moich rękach. To ja – mój własny układ odpornościowy, mój własny metabolizm – mamy do wykonania dzieło samouzdrowienia. Lekarze i terapeuci są od tego, by mi w tym pomóc, a nie przeszkadzać.